Był dzisiaj pomysł, żeby coś zrobić. Kuchnia fajne miejsce, można sobie poszaleć. Tylko co? Na pewno coś, czego jeszcze nie było. Szybki przelot po przepisach (tak, czytam czasem przepisy, ale jak wiadomo, przepisy są po to żeby robić po swojemu) i padło na pieczywko. A że zbliżała się pora kolacji...
To co dzisiaj zrobiłam trudno określić. Miały być bułko-bagietki, ale wyszło takie inne. Ciasto chyba było zbyt rzadkie i nie chciało rosnąć w górę tylko urosło sobie na boki. Bardzo płasko... ostatecznie jednak smakowało i zostałam pochwalona przez rodzinkę (podlizują się, bo przecież nie mają takich supermocy, żeby zrobić lepsze).
Najważniejszy w kuchni jest czas. Niektóre rzeczy potrzebują go dużo, żeby były takie dobre. Jako, że nie należę do osób cierpliwie czekających ciasto dostało 20 min, żeby trochę wyrosnąć. I wyrosło. Całkiem ładnie. Tylko zrobiło się bardziej lepkie, trzeba było dosypać maki... Miało bardzo miłą konsystencję ;)
Uformowałam 4 paluchy, tak żeby mi weszły na jedną blachę ( i weszły! ). Znowu im dałam trochę czasu... wytrzymałam tylko 20 min i do pieca. Piekło się wieeeeeeeki...
Ale było warto! Pachniało pięknie, skórka była chrupiąca, miąższ delikatny...ciapatty. Aromatyczne. Nie tylko pachniały pieczystym pieczywkiem, ale także tajnym składnikiem, który zmieliłam razem z ziarnem. Ha! Zastanawiacie się pewnie co to jest!;P I już się pewnie domyślacie, że to jakieś zioło.
No dobra, powiem wam, bo nigdy byście na to nie wpadli... rozmaryn. Magiczny rozmaryn, dobry do mięska (np. żeberek), sprawdził się też przy chlebku.
Jednym słowem, dziś było pysznie. ;P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz