Brzydkie i niedobre.
Dziś podjęłam kolejną próbę stworzenia czekolady. Jeszcze nie wiem, czy zakończyła się powodzeniem, więc wrzucę wam coś z serii jurajskich wypieków: BRZYDKIE I NIEDOBRE.
Generalnie większość ciast mi nie wychodzi. Ciasteczka czasem tak (o ile ich nie spalę). Kiedyś postanowiłam zrobić coś bardzo kreatywnego w ramach alternatywy do listy zadań z matematyki.
Zabawy był cały dzień.
Najpierw trzeba było zrobić kruche ciasto (masło, mąka, jajko, cukier, cukier wanilinowy, pół łyżeczki proszku do pieczenia-nie ma przepisu, zawsze robię na oko). Potem wysmarowałam olejem i wysypałam bułką tartą (albo to była mąka...) foremki do babeczek i paluszkiem rozgniotłam kulkę ciasta, żeby powstały takie ładne, zgrabne miseczki. (No z tym zgrabne to trochę przesadziłam, wszystkie moje wypieki wyglądają paskudnie.)
Kiedy się upiekły zaczęłam je nadziewać. Najpierw łyżka skondensowanego mleka z puszki o smaku toffi, potem taki cytrynowy glut (sok z cytryn, cukier puder i łyżka mąki ziemniaczanej-robi się to jak kisiel, chyba jeszcze wcisnęłam tam żółtko z jajka ale nie pamiętam już). Na koniec posypałam to kolorowymi kandyzowanymi skórkami z cytrusów.
Nikt nie potrafił zjeść więcej niż 3 sztuki... xD
BA DUM TSS!
Za słodko się robi. Kto chce coś słonego/pikantnego ręka do góry!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz