wtorek, 26 sierpnia 2014

Japcok


Jabłka stały się ostatnio modne, z wiadomych powodów. W sumie nic w tym złego, są przecież zdrowe i pyszne. Zawierają dużo korzystnych dla zdrowia polifenoli i pewnie masę innych związków chemicznych, nad którymi nie będę się rozwodzić. Jabłka są bardzo wdzięcznym tematem w kuchni, można je wcisnąć dosłownie wszędzie: do schabu, szarlotki, dżemoru, pieczonego z rozmarynem kurczaka, można wycisnąć z niego sok, zrobić sorbet, usmażyć w cieście naleśnikowym, upiec z cynamonem i ryżem, wysuszyć w plastrach na czipsy...Dzisiaj skupimy się nad szaloną naturą jabłek, która ujawnia się w kontakcie z drożdżami. Tak moi drodzy, zrobimy alkohol. Pragnę jednak zaznaczyć, iż NADMIERNE SPOŻYWANIE ALKOHOLU NIE JEST ZDROWE, a osoby poniżej 18 roku życia nie powinny czytać tego wpisu (przykro). ;P


Dlaczego więc warto zrobić cydr? Bo jest smaczny ;D

Rodzajów cydru  jest sporo, przepisów jeszcze więcej. Od wytrawnych po słodkie, z przyprawami i bez, bąbelkowe oraz pozbawione bąbelków, z soku albo z całych jabłek...Ja przedstawię wam swoje procedury na wytrawny cydr bąbelkowy. Potrzebne nam będą jabłka(niecałe 2kg), liofilizowane drożdże, fermentor i woda oraz butelki do których cydr rozlejemy (no wiadomo: korki/kapsle do butelek).


PROCEDURY
1)Słodkie jabłka pozbawione gniazd nasiennych i pestek ścieramy na tarce/drobno kroimy razem ze skórką. Przygotowujemy fermentor (ja używam butelki po wodzie mineralnej, 5l ) i wrzucamy do niego jabłka.
2) Pół łyżeczki drożdży wsypujemy do litra ciepłej wody ze szklanką cukru, czekamy aż mikroby zaczną "pracować"-powinniśmy poczuć lekki zapach alkoholu. Wtedy zalewamy tym nasze jabłka w fermentorze i uzupełniamy wodą. W zalezności od tego jak kwaśne były nasze jabłka możemy dosypać więcej cukru, uzupełniamy fermentor wodą(nie do pełna!), przykrywamy go gazą, następnie odstawiamy w ciepłe miejsce. 3)Do następnego dnia mamy spokój.
Jeśli poczujecie zapach drożdży i jabłek w całym mieszkaniu, a wokół fermentora będą kałuże lepkiej cieczy to znaczy, że nie posłuchaliście i nalaliście za dużo wody w pkt 2).
4) mieszamy nasz cydr przez 3 dni rano i wieczorem
5) Czas na odcedzenie resztek jabłek. Ja używam sitka i garnka. A potem przelewam cydr do czystego fermentora (czyli butli po mineralnej), zakręcam, a po kilkunastu/kilkudziesięciu minutach lekko luzuję korek, żeby dwutlenek węgla mógł wylecieć, ale  tlen nie wlatywał do środka(a stanie się tak, gdy w środku butelki zrobi się niewielkie nadciśnienie). Jest to zabieg niezwykle ważny, ponieważ nie chcemy żeby a) rozsadziło nam butelkę, b) zrobił nam się ocet. Zawsze można użyć rurki fermentacyjnej, ale jestem zbyt leniwa, żeby szukać takiej pasującej do mojej butelki/robić uszczelki itd.
6) Cydr sobie czeka. Ile? Dobre pytanie. Dwa-trzy dni. Tydzień. Zależy. Staramy się nie ruszać tej butelki, wtedy zobaczymy, że na dnie zbiera się osad. To są "zdechłe" drożdże. Nie chcemy już ich w naszym cydrze, więc staramy się ich nie wzburzyć.
7)Zlewanie. Wężykiem zlewamy cydr znad osadu do butelek. Teraz przygotowujemy roztwór wody z cukrem-chcemy, żeby cydr był bardziej słodki oraz żeby były bąbelki. Kapslujemy/korkujemy. I...
8) Czekamy. Tak co najmniej dwa tygodnie. Po tym czasie cydr powinien dojrzeć, znowu zbierze się osad na dnie butelki i będą bąbelki. Im dłużej sobie poleży tym lepszy będzie (tak, sprawdziłam, trzeba poczekać).


Potem zostaje już tylko go schłodzić i gotowe. Można przyszpanować przed znajomymi. Można także zrobić sobie z nim zdjęcie i wrzucić na fejsa (że niby na złość Sami Wiecie Komu). Albo po prostu wypić.

Jeśli nie lubicie wytrawnych trunków należy dodać wody z cukrem na etapie 2). Można też wtedy dodać przyprawy (imbir, cynamon, goździki). Kusi mnie, żeby przy rozlewaniu (7)zamiast wody z cukrem dodać wody z karmelizowanym cukrem. Ach, te eksperymenty <3

Wasze zdrowie!

środa, 13 sierpnia 2014

Cygańskie pest(o)

Tak wiem, miało być o cydrze.:( Ale muszę się z wami podzielić przepisem na pesto, póki pamiętam :P
Jedna z najlepszych rzeczy, jakie ostatnio zrobiłam... a cydr? Jeszcze się robi :D Szlifuję receptury.


Wracając do pesto. To jest właśnie to włoskie zielone coś, co miesza się z makaronem i nagle robi się zajebisty. Przepisów na włoskie pesto jest pełno, ja oczywiście musiałam zrobić po swojemu, bo przecież przepisy są dla słabych. Faktem pozostaje, że podstawą zielonego pesto jest bazylia.
Tak naprawdę to można to zrobić ze wszystkiego, co może mieć pod ręką włoska gospodyni:P
Ja też zrobiłam z tego co miałam pod ręką, szczerze przyznam,  jestem zachwycona.<3

Jak już wyżej pisałam, podstawą pesto jest bazylia, zapewne świeża(której nie miałam). Są też orzeszki pini (których, również nie miałam). Hmmm... troszkę, kolokwialnie mówiąc, nacyganiłam i zapewne każdy Włoch, który by spróbował mojego dzieła, skrzywiłby się. Tak jak ten Francuz na pewnym festiwalu w Czechach, kiedy dałam mu spróbować swojego wina (francuzi uważają, że wino jest tylko z winogron, a w Polsce można nazywać winem wszystko, co jest z owoców i ma od ok 9-18% alk, pod warunkiem, że doda się przymiotnik "owocowe", na co zapewne i tak nikt nie zwróci uwagi). Cóż, pewnie też byśmy się krzywili, gdyby ktoś próbował nam wmówić ,że dewolaj to śląska rolada. Na szczęście nie gotuję dla wybrednych Włochów, ani Francuzów, tylko dla siebie, więc jak to się mawia: wolnoć Tomku w swoim domku ;D

Wykonanie nie było trudne: małą cebulke posiekać, podsmażyć, dodać co się ma w lodówce ( kawałek kalarepy, natki selera), do tego zielone oliwki i czarne oliwki (po małej paczuszcze)+ drobno posiekane migdały(ok 2 łyżki). Do tego łyżka sera(oryginalnie w przepisie jest drobno potarty parmezan)-ja dodałam 2 duże łyżki serka wieluńskiego (mój ulubiony xD), myślę, że feta też by się nadała. Wszystko smażyło się krótką chwilkę na malutkiej patelni. Posypałam to suszonym czosnkiem, odrobiną soli i pieprzem też. No i jeszcze bazylia. Miałam, niestety, tylko suszoną, więc obficie nią posypałam całość(OBFICIE=keyword;). Całość doprawić małą, nie smażoną cebulką i zblendować.

Z waflem było pyszne. Gdyby nie spalił mi się toster pewnie wcinałabym to na tostach (takie kanapki z pestem-to słowo się chyba po polsku nie odmienia...). Albo ugotowałabym sobie makaron, gdyby mi się chciało xD Jednak pozostałam przy waflach, a resztę postanowiłam wcisnąć do słoiczka i zapasteryzować.
Swoją drogą, wiecie, czemu pasteryzacji nie przeprowadza się mikrofalówce? Jeśli się nie upchnie masy tak, żeby było bez powietrza to wszystko wycieknie ze słoiczka (ofc nakrętki nie wsadzamy do mikroweli, bo jest metalowa, ale to pewnie wiecie:D )


Polecam wszelkie wariacje w tej kwestii, szczególnie, kiedy nudzimy się czekając aż dojrzeje cydr ;)

wtorek, 12 sierpnia 2014

Tarta z owoców dębu.


Tak. Dzisiaj będzie o żołędziach. Konkretniej o mące z tych żołędzi. Jak się nie może glutenu to trzeba kombinować, z resztą, kogo widząc na półce w sklepie mąkę z żołędzi nie kusiłoby spróbowanie jej? Zastanawialiście się jak smakują żołędzie? Ja też, więc widząc taki rarytas od razu pochwyciłam go w swoje chciejskie rączki, żeby potem zastanawiać się co ja właściwie mogę z tym zrobić.

No i wymśliłam tartę z jabłkami. Zrobienie ciasta kruchego było dość trudne, bo mąka ma konsystencję bardziej piasku niż mąki. Szklanka mąki z żołędzi, szklanka mąki ryżowej, 2 jajka, 1żółtko i pół kostki masła pięknie się zagniotły, ale czegoś widocznie było za mało, bo po upieczeniu ciasto zrobiło się sypkie. Hmmm w sumie to dodałam jeszcze pół szklanki cukru trzcinowego, bo tarta miała być na słodko.

Po wyłożeniu moim ciastem okrągłej blachy do tarty i nakłuciu go widelcem (najpierw standardowa procedura smarowania blachy masłem i pospywania mąką, żeby ciasto ładnie "wyszło" z formy) posypałam je kakao, ułożyłam ładnie jabłka w okręgi, następnie  posypałam je roztartym w moździerzu cynamonem (kawałek kory, ok 2 cm pasek). Wszystko zalałam pianką z białka i wsadziłam do piekarnika (220 st, 40 min).

Przyznam szczerze, że było pyszne :) Idealne do herbatki. Trochę muszę dopracować proporcje składników samego ciasta, żeby się tak nie rozsypywało, ale dla samego smaku było warto! Żołędzie mają całkiem przyjemny smak, trochę  jakby orzechowy, trochę... żołędny? ;D




Co ciekawe, mąka z żołędzi jest coraz bardziej popularna, szczególnie na Półwyspie Iberyjskim, gdzie przed okresem pszenicy wszyscy zajadali się tam żołędziami: pieczonymi w ognisku czy w chlebku, a obecnie wracają w postaci żołędziowych biszkoptów bo są... modne. xD
No dobra, w Hiszpanii i Portugalii mają żołędzie, we Francji kasztany, a w Polsce?

W Polsce, moi drodzy, mamy jabłka! ;) A co można zrobić z jabłek? Wszystko;D Ale o tym w następnym odcinku...