wtorek, 5 listopada 2013

Chińszczyzna to łatwizna

Kiedy człowiek jest głodny, a mu się nic nie chce przychodzą mu do głowy różne pomysły. Czasem wpada na głupi pomysł i idzie na fast food, a czasem uruchamia się przebiegłość i chce zrobić jedzonko sam, ale jak najmniejszym wysiłkiem. Wiadomo, że nie będzie wtedy obierał kartofli na kluski, ani zwijał rolad... Wtedy do akcji wkraczają dalekowschodnie inspiracje.

Bardzo wygodną rzeczą są mrożonki typu "warzywanapatelnie". Elegancko doprawione, smaczne, nie trzeba nic kroić, kilka minut się grzeją et voila! Gdy się jednak wcześniej nie zaopatrzyło w wygodną mrożonkę, trzeba szukać po domowych zapasach. A czasem znajdują się rzeczy, których istnienia w sumie nigdy nie byliśmy świadomi. Tak właśnie dziś znalazłam makaron ryżowy i kostkę sojową. 

Makaron ryżowy to zajebista sprawa. Zalewa się go wodą i po 3 min jest gotowy (przy tym bezglutenowy, łatwo strawialny, nie to co liofilizowane makarony z zupek błyskawicznych), przy tym ma bardzo ciekawy posmak (ha! on wcale nie jest taki bez smaku!). Kostka sojowa to kolejne cudeńko. Wrzuca się do wrzącego bulionu  (ja zrobiłam bulion z kostki rosołowej), gotuje się kilka minut, odcedza i jest;D Szybciutko. Teraz pozostaje kwestia, co zrobić, żeby było bardziej klimatycznie...

Oczywiście diabeł tkwi w szczegółach. Obserwując kuchnię dalekiego wschodu dochodzi się do wniosku, że jedzą oni byle co (no w sumie wszystko, nawet koty, o których pisało dzisiaj METRO), a to czym tak na prawdę zachód się zachwyca, to ta prostota, tyle że odpowiednio doprawiona. A przyprawy mają godne, np.: imbir, cynamon, kurkuma, curry (zasadniczo to to jest mieszanka przypraw), pieprz, wanilia... Teraz ważne jest, żeby nie namieszać za wiele (np. dodawać wszystkie przyprawy, jakie nam wpadną w ręce). Nawet Laozi w swoim traktacie "Tao Te Ching" wspominał, że pięć smaków czyni nasz zmysł smaku niewrażliwym ( co prawda kontekst był inny, ale prawda uniwersalna). Dlatego, jeżeli nie chcemy zjeść smakującej wszystkim, a zarazem niczym, brei trzymamy się jednej konwencji smakowej, pozwalając nutom smakowym się "przegryzać" i dopełniać, jednak nigdy wszystkiego dużo naraz. To jest jednak temat do eksploracji, trzeba po prostu pochadzać po kanjpkach z azjatyckim żarciem i poobserwować. No i oczywiście inspiracje czerpać garściami ;P

Wracając do moich wyczynów. Sam makaron ryżowy i kostka sojowa to tak trochę bieda, trzeba więc dodać coś jeszcze. Trochę cebulki, trochę czerwonej papryki podsmażyłam na łyżce oleju, potem dodałam odcedzoną z bulionu kostkę sojową i smażyłam jeszcze chwile. Do tego dodałam kawałeczek posiekanego pora, garść sezamu. Potem znalazłam sos sojowy, więc skropiłam nim obficie zawartość patelni. A na koniec zmielony imbir. Dużo imbiru. Bardzo lubię ten smak (imbir kandyzowany lovelove<3), muszę kiedyś zaopatrzyć się w tę bulwę, ale będzie zabawy!;D Na koniec wszystko posypałam szczyptą estragonu. Gotowe.

Jedzonko jak najbardziej sycące, pożywne i pyyyszne;) Jest jeszcze kilka szczegółów, na które nie każdy świadomie zwraca uwagę. Jedzenie smakuje nam bardziej, jeśli mamy zastawę która nam się podoba. Smakuje nam też bardziej, gdy jest kolorowo (pod tym względem kuchnia polska jest bardzo bura...). Poza tym ważny jest sposób pokrojenia półproduktów. Osobiście sobie nie wyobrażam, żebym jadła chińszczyznę, gdzie wszystko jest pokrojone w idealnie równą kostkę...
Na koniec drobny sekret taoistycznych kucharzy : przyprawą o największej mocy jest głód;D Smacznego !



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz